Tegoroczny sezon motocyklowy, był dla naszej ekipy wyjątkowo nieudany. Jeden z nas rozbił motocykl, drugi zrezygnował z wyprawy, a co za tym idzie trzeci nie miał na czym jechać. Z powodu braku żywszej reakcji naszych kolegów, wraz z Krzychem postanowiliśmy w tym roku wyjechać sami.
Na naszej kolejnej wyprawie parę rzeczy poprawiliśmy. Wyszła ona zdecydowanie lepiej niż Chorwacja, jednak wciąż amatorka „kipi nam z kieszeni”. Podczas wypadu wychodzą takie rzeczy, że człowiek załamuje czasem ręce 😉
Pierwszy dzień 650km Kalisz – Suwałki – Litwa
Sam wyjazd zupełnie bez szału, tradycyjnie kupione puszki, kuchenka gazowa, uszykowany namiot, ubranka i nic nam więcej do szczęścia nie było potrzeba… tak nam się oczywiście wydawało. Waga bagażu to aż 46kg… Kalisz opuszczamy w niedzielę o 8 rano, kierunek Konin i autostradą do Wawy. Na A2 poważny wypadek i drogę kończymy starą 92. Z Warszawy lecimy przez Łomżę i Suwałki. Na Mazurach śliczny zapach lasu mobilizujący nas do dalszej jazdy. Tempo średnie, z bagażami co 50km jesteśmy zmuszeni zrobić przerwę (śpiwór i woda wciśnięta jest między nami – chory pomysł) Pogoda póki co – dopisuje.
Wieczorem przebijamy granicę z Litwą. Robi się ciemno i zaczynamy szukać miejsca do rozbicia się 😀
650km za nami.
Natrafiamy na żwirową drogę , gdzie otaczają nas śliczne polany. „Litwo, Ojczyzno moja!” Chciało by się krzyknąć, lecz jedyny krzyczący to sportowy tłumik — zakopałem się w polu Nasza piękna polana chyba była jednak uprawiana przez tutejszych Litwinów. Trzymając motocykl na obrotach dojeżdżam na sam szczyt i wspólnie z Krzychem rozpoczynamy wypakowywanie. Zmęczeni, brudni i upoceni, cieszymy się , że dnia nadszedł kres…
Jednak to nie koniec na dzisiaj Z lasu wybiega do nas owczarek niemiecki szczekając ostro i pędząc w naszą stronę. Tak jak Krzysiu mógł jeszcze uciekać, ja byłem zmuszony siedzieć na swoim dobytku(wszędzie grząsko, motocykl nie stanie na bocznej nóżce). Przyjaciel postanowił mi być wierny i obrał taktykę stania za motocyklem . Za psem wyłaniają się 2 rosłe postacie, a my mamy już „pełne majtki”. Gdy dochodzi do konfrontacji wzrokowej , okazuje się że to matka z synem. Nie jest najgorzej. Pytamy o język polski, angielski, ale niestety niczego nie potrafią. Umieją ruski, ale z tym u nas kicha. Matka jest zła, że zryłem jej pole. Tyle daliśmy radę zrozumieć. Po 4 minutach mówienia chyba we wszystkich słowiańskich językach dochodzimy do konsensusu i pani gospodarz pokazuje nam las, w którym możemy spać. Bajka, pomijając fakt, że królują w nim komary. Samo podłoże nadzwyczaj miękkie. Pierwszy raz tak dobrze wyspałem się w namiocie!
Drugi dzień Litwa – Tallin(Estonia) 650km
Rano budzi nas pasiona parę metrów od nas krowa i zaczynamy rozumieć że rozbiliśmy się na polu minowym Wszędzie odchody krówek… Po paru minutach zaczynam rozumieć, że wygodę leżenia zawdzięczam jednej z min. Krótko mówiąc spałem na gównie, a cały namiot mamy w kupie. Szkoda marnować na niego „minerałki”, a trawa z tak dużym brudem też sobie nie radzi.. Czasu mamy mało, a jechać trzeba, więc brudny namiot chowamy do worków na śmieci i z takim asortymentem jedziemy dalej. Na jedzenie trochę straciliśmy ochotę.
Kolejny dzień pod względem pogody — super, tylko tyle, że zmęczenie i brud narasta. Po drodze napotykamy na 10 Polaków jadących na rowerze w stronę Wilna. Jeden ma zamocowaną olbrzymią flagę POLSKI na kilkumetrowym kiju. Był klimat!! Litwa i Łotwa robi na nas wrażenie, jeśli chodzi o kulturę kierowców. Widzą motocykl , od razu zjeżdżają na pobocze. Jeden z tirów tak nam zjechał na bok że wjechał na piaskowe pobocze robiąc sporą zadymę. Cóż za poświęcenie zawieszenia dla 2 kołowca! Droga Ryga – Tallin w bardzo dobrym tempie, prędkości od 135do 180km/h robią wrażenie na przepełnionej drodze krajowej. Wszystko dzięki zjeżdżającym autom na pobocze z 2 stron. Polskie tiry widząc naszą rejestrację trąbią z podekscytowania, super uczucie. Na noc zajeżdżamy do Tallina gdzie widzimy pierwsze ślady deszczu, a myśleliśmy już, że ten temat mamy za sobą;) Noc w pobliskim akademiku. Jemy to, co jest czyli gulasz angielski + snickersy. Dupy nam krótko mówiąc odpadają.
Trzeci dzień zwiedzanie Tallina 200km
Z samego rana wybiegamy do sklepu po jakieś parówki, cokolwiek. Puszkami gardzimy na 100%! Co się okazuje to wszystkie sklepy spożywcze otwierają się od 9! Estonia o poranku śpi! Byliśmy zszokowani. Nogi odmawiają nam posłuszeństwa, więc czekamy na przystanku do czasu otwarcia sklepu. Po śniadaniu jedziemy zwiedzać Tallin oraz okolice. Największe wrażenie na nas robią wodospady w Jagala Joa i Kheila Joa oraz tamtejsze klify i przepaści. Druga noc w akademiku.
Kiedy więcej Panowie :)?