17 września 2010.
Całe lato ciężko przepracowałem za granicą. Schudłem 8kg i wróciłem kompletnie wykończony. Na szczęście nabyłem nowy motocykl (Fazer 600 2002r.) i koniecznie na koniec sezonu chciałem odbyć jakąś trasę, przeżyć znów jakąś przygodę, pocieszyć się troche wakacjami. Z dziewczyną postanowiliśmy odwiedzić moją siostrę w Jaśle, trasa 450km z Kalisza. Niby nic nadzwyczajnego. Ubraliśmy się w spodnie skórzane , kurtki,bielizna termo buty probiera , pod spodem trochę na cebulkę i liczyliśmy że pogoda będzie nam sprzyjać. Tym razem zapakowałem już tylko 2 plecaki i torbę na bak. Po ostatnich doświadczeniach znacznie ograniczyłem bagaże
Wystartowaliśmy o 9 . Sylwia trzymała nawigacje. Była dzień przed miesiączką i mocno rozdrażniona. Narzekała na nie wygodę. Ja zajarany wyjazdem starałem się nie odszczekiwać na jej uwagi. Z samą drogą szału nie było. Tempo dość wolne , miasta zakorkowane ciężko się przecisnąć. Po 150km przerwa , nogi ścierpnięte, kręgosłup boli od ciężkich plecaków i strasznie strasznie wieje. Sylwia już ma katar , odechciewa jej się po mału tych wakacji. Dalej dojeżdżamy pod Katowice i stwierdzamy, że zahaczymy jednak o Oświęcim bo mamy naprawdę niedaleko. Szybkie tankowanie i odbicie z trasy. Nawigacja nakierowała nas na płatną a4 po czym nie mogła nawiązać połączenia. Kazała skręcić mi w wjazd na autostrade(czyli pod prąd) zamiast na zjazd. Wyhamowałem i musieliśmy się kawałek cofnąć z tym całym ciężarem poboczem autostrady. Na A4 wyglądało to bardzo komicznie i wieśniacko. Nawigacja chyba po prostu nie była uaktualniona? Do samego Oświęcimia dojeżdżamy już bez problemu. Po drodze mijamy ciekawe miejsce chyba Muzeum? Starych motocykli 🙂
Na Miejscu jesteśmy późno bo o godzinie 15. o 17 wyjazd z Oświęcimia i kierunek na Jasło. Mamy przed sobą 200km i dnia coraz mniej. Humory już zupełnie nie takie jak powinny być. Oświęcim nam je pogorszył. W dodatku pomimo stroju robi nam się coraz zimniej i tak czy owak dochodzi coraz poważniejsze zmęczenie i kłótnie.
Jak na złość nawigacja ponownie wariuje . Nakierowała nas na droge krajową po czym stwierdziła że wyjechaliśmy w pole i nie może nawiązać połączenia. Jedziemy tak z 15km w kompletnej niewiedzy i widze na poboczu jakiegoś w miare kumatego motocykliste. Był to chłopak koło 20 lat , na Afryce Twin z 94roku. Nawija się rozmowa, co ciekawe my wracamy z Oświęcimia , on z Katynia… taki mały zbieg okoliczności . Był też na jakimś rajdzie w Lwowie . Zapakowany po uszy. Kieruje nas na Nowy Sącz , mówi że to najgłowniejsza droga do Jasła i nie zgubimy się . Dziękujemy koledze , (ten nas jeszcze wypycha bo troche miałem problemy z zawróceniem ciężkim motorem z ciężarem na polance) i ruszamy w trasę. Nawigacja wkońcu łapie zasięg ! hura! Skręć w lewo ! ok. nie ma sprawy! Ignorujemy rady kolegi z Afryki jedziemy za nawigacja. Ta kieruje nas na jakieś konkretne wertepy ( w ustawieniach było drogi główne i nie trasa „najkrótsza” a optymalna) jeździmy już po małych górkach i dołkach , zaczyna się ściemniać a my zupełnie nie wiemy gdzie jesteśmy . Nogi chcą odpaść zimno jak nie wiem. W pewnym momencie mam połowe szerokości drogi… szok! po prawej stronie normalnie jest ogromna dziura i płynie rzeka! Niech żyją tereny po powodziowe masakra! Szczęście ze jechaliśmy małą prędkością. Jedziemy dalej mijam jakiś 4 kozaczków pod sklepem. Nawigacja znów pierdoli w lewo w prawo w lewo. Mija 40minut i mijam znów tych samych panów. Co jest k… robimy koło…. Dojeżdżam do nich .
- Panowie jak na Nowy Sącz?
- No yyyy ( byli na konkretnej bani ) musi pan zawrócić i jechać prosto długo i dojedzie pan tam do takiego drzewa i yyy to tam.
- Jego kolega: Co ty pierdolisz? Oni pytają o NS!
- a Nowy Sącz? Ja myślałem że nowy Wiśnicz! To k… dobrze jadzieta!
Ruszamy z jeszcze większą niewiedzą. Gdzie my jesteśmy? Robi się już zupełnie ciemno. Dziewczynie jest bardzo zimno. Trzeba zacisnąć zęby . Spore straty czasowe. Pytamy ludzi o trasy . Nawet nie daje rady postawić motocykla na nóżki bo zjeżdża taki spad jezdni. Plus ciężar. Ciągle tylko górki i dołki. Po kolejnych radach i jeździe wyjeżdżamy do głównej . Jedziemy na Nowy Sącz…. Mijamy się z motocyklistą z Afryki . Zatrzymuje się . Jest zszokowany że przez 2h zrobiliśmy 500 metrów do przodu niesamowity postęp . Postanowił nam pomóc . Na przystanku w jakimś miasteczku stajemy i wyjmuje swoje nawigacje. Mają problem z nawiązaniem połączenia Wyjmuje ogromną mape wielkości samochodu i rozkłada ją na chodniku Przechodni zaskoczeni naszym zachowaniem nie wiedzą jak przejść by nie zdepnąć naszego jedynego źródła ratunku:D Chłopak ( dalej w kasku i w całym stroju motocyklowym) na czworaka wszedł na mape i zaczyna ją penetrować z latarką w ręku. Widok niesamowity
- Kurde to mapa Rosjiii iii – biegnie dalej w drugi kont mapy na 4 koniczynach – i kończy się na Radomiu…. Nie widać Jasła…
My znów załamani. Ja to się śmieje. Znów przygody , będzie co opowiadać!
- i tak jade na Nowy Sącz to mogę was odwieźć do zjazdu na Jasło!
Mówie bomba! Spoko koleś . Ubieramy się szybko z Sylwią i jedziemy za Afryką.
Koleś mocno ją piłuje , świetnie kładzie się na zakrętach, ciężko mi za nim zadążyć . Po długim czasie udaje mu się nas wyprowadzić . Jest już 21 szybkie pożegnanie , podziękowanie i w droge!
O 23 zajeżdżamy do Jasła. Oczy mi się zamykają więc jade z otwartą szybką żeby nie spowodować wypadku .Tak dzisiaj nakręciliśmy w trasie ze wyszło 600km przejechanych . Masakra. Sylwia chora i wściekła. Chyba Fazer nie przypadł jej do gustu. Zmęczeni pragniemy jak najszybciej ugrzać się w ciepłym domku mojej siostry. Nie chce po nią dzwonić , jest już późno – być może śpią. Pytam ludzi jak dojechać na Glinik Polski ( wieś przy Jaśle) lecz nie wiedzą . Mowie do Sylwii wpisz w nawigacje może tym razem nam pomoże. Nawigacja znalazła miejscowość ! wow! Zostalo nam tylko 7km . Jade czym prędzej. Skręć w prawo. Skręcamy i okazuje się ze to jakas ślepa uliczka. Sylwia już na mnie krzyczy ze nigdy wiecej nie będzie jeździć na motorze Spad 45 stopni wiec karze jej zejść z motocykla a sam probuje zawrocic. Torba przez całą droge zsuwa mi się z baku . Tak było i tym razem wiec zjechałem na sam dół uliczki zawróciłem i wjechałem po Sylwie. Ona wsiada i znów się kłócimy. Obracam się w lewo, w prawo, Puszczam sprzęgło motor się zsuwa do tyłu odkręcam gaz jednocześnie poprawiając nieszczesna torbe i wyjeżdżam na droge. Z lewej strony auto zaczęło ostro hamować . Jak ja go nie zauważyłem? Dodałem gaz do oporu ale nie zdążyłem opuścić skrzyżowania. Jep . Fabia uderzyła w tył motocykla. Sylwia wyskoczyła a ja i fazer metr dalej rozłożyliśmy się na asfalcie. Wstałem od razu. Widziałem całe zdarzenie dokładnie i widziałem ze auto uderzyło w Sylwie… Cały się trzęse podbiegam do niej ale ona też szybko wstała… jest wszystko ok cała zdrowa! Kompletny szok. Stoje na środku bardzo ruchliwej ulicy. Już nie jest mi zimno , nie chce mi się też spać. Po prostu stoje w miejscu i kręci mi się w głowie jakby ktoś przed chwilą sprzedał mi lewego prostego. Auta z 2 stron zaczęły ostro hamować i włanczać awaryjki. Kierowca który w nas uderzył był tak zszokowany, że jeszcze nie wyszedł z auta, ręce trzymał dalej na kierownicy! Świadkowie wbiegli na ulice. Dwóch mnie złapało i przeciągnęło na chodnik , dwóch następnych przepchało motocykl , Sylwia zeszła sama. Droga zaczęła być ponownie przejezdna. Ludzie pytali czy wszystko porządku , jak to możliwe że wymusiłem pierwszeństwo i go nie widziałem? Może nie miał świateł? Nie byłem skory do rozmów. Ciężko mi było ogarnąć całą tą sytuacje. Sylwia krzyczała że ten motor jest pechowy i musze go sprzedać . Co za k… wakacje. Nic z nich nie mam…
Wysiada kierowca. Widać że taki troche „lewy” . Zaczyna narzekać na motocyklistów, że zawsze na światłach wymijaja go z prawej strony i zawsze go to drażni ich nie lubi. To nie czas i miejsce na takie przekomarzanie się . Próbuje się dogadać. Ma minimalne wgniecenie na zderzaku i pare rysek. Parę set złoty spokojnie pokryło by szkody. Niestety kierowca jest asertywny i wzywa policje. Ja ide obejrzeć motocykl, choć nie mam na to ochoty. Czacha popękana, klamka hamulca ułamana, migacz zbity, ogołnie jakiś krzywy, podnóżki pasażera połamane ( one odebrały uderzenie ratując nogi Sylwii). Osłona łańcucha wbiła się w łańcuch blokując koło. A był taki śliczny… Przyjeżdża policja. Przyznaje się do wymuszenia pierwszeństwa . Na wstępie dostaje 500zl =/ masakra. Dzwonie po siostre, ma zaraz być szwagier autem z przyczepą. Policjanci spisuja dane i się zawijaja. Ja proboje odpalic motocykl . Bena wyleciała z gaźników ale wkoncu zaskakuje. Wraz ze szwagrem likwidujemy osłone łańcucha i krzywym motocyklem jade za nim do domu. W nastepnych dniach z Sylwią jesteśmy chorzy. Świetne wakacje. W fazerze naszczęście skrzywiła się tylko kierownica. . Szwagier z kontowników na szybko zrobił podnóżki pasażera byle bym tylko dojechał do domu, kierownice wyprostował i dało się śmigać . W poniedziałek wracamy bez nawigacji i znów jedziemy źle. Zbaczamy o 60km co wraz z powrotem na dobrą trase daje 120. Jesteśmy w domu o 20:00 ( 10,5h jazdy kolejne 550km hardcoru w zimnie i chorobie.) Następne dni oczywiście w łóżku.
Myśle że mieliśmy więcej szczęścia niż rozumu. 600km w 1 strone i 12h jazdy w różnych terenach i nieprzyjemnej pogodzie to zdecydowanie za dużo. Niech moja opowieść będzie przestrogą dla każdego motocyklisty. Ja oczywiście wnioski wyciągnąłem . Pozdrawiam!